Jak upolować dzika? Polują więc z podchodu, spod psa albo na wabik. Najtrudniejszy do upolowania jest odyniec. Najłatwiej spotkać go w czasie huczki. W polowaniu na dzika bardzo ważny jest wabik. Jak oporządzić dzika? Najczęściej stosuje się marynatę z czerwonego wina z dodatkiem przypraw – rozmarynu, cząbru, pieprzu i czosnku.
HomeArtykułyTestyBLOGKontaktPODCAST Polowanie po białej stopie na...Moje przemyślenia na temat polowania z podchodu po białej stopie. Trochę o polowaniu na dziki i trochę o polowaniu na jelenie. Czyli o kwintesencji...Szybki skład na polowaniu z...Szybkie i kontrolowane złożenie się z broni na polowaniu zbiorowym bywa kluczem do sukcesu. Na przestrzeni lat każdy myśliwy może przytoczyć wiele...Konsultacje sprzętowe,...Zapraszam do prywatnych konsultacji dotyczących szeroko pojętego łowiectwa, strzelectwa i outdooru. Koszt konsultacji to 200zł Plan konsultacji: 1....Baka na kolbę - ArtipelBaka, policzek czyli podwyższenie pozycji oka w wygodnym składzie. Na rynku dostępne są różne rozwiązania poprawiające naturalne złożenie siędo...Luneta Continental W 2021 roku jedną z nowości od firmy Vector Optics jest luneta Continental Parametry lunety spełniają oczekiwania rynku europejskiego...
Google Maps Do zdarzenia doszło w Kołobrzegu. 35-letni myśliwy z Francji podczas sobotniego polowania w lasach między Charzynem a Mierzynem postrzelił jednego z jego organizatorów. - Ranny

Giulio miał 36 lat, był ojcem 7-letniej córki. Tego feralnego dnia był podkładaczem. Postrzelił dużego dzika, który miał wystarczająco dużo siły aby zaszarżować. Przeciął myśliwemu tętnicę udową. Ranny zdążył zaalarmować przez radio swoich kolegów w tym ojca, który jest weterynarzem. Myśliwi wezwali pogotowie, ale nie zdołali zatrzymać krwotoku. Giulio zmarł w ciągu kilku minut. Takie tragiczne wypadki powinny być dla wszystkich myśliwych przestrogą. Dzików nie powinno się dochodzić nocą, a zbliżając się do martwego należy zachować szczególną ostrożność. Szable nie tylko odyńców to wyjątkowo groźny oręż. Cięcie z dołu do góry w wykonaniu nawet „małego” dzika może być tragiczne w skutkach. Robert Ruark opisując polowanie na bawoła doskonale scharakteryzował głównego bohatera: „Jest po prostu taki cholernie duży, brzydki, złośliwy, okrutny i przebiegły. Zwłaszcza kiedy jest wściekły. A kiedy jest ranny, zawsze jest wściekły. A kiedy jest zły, chce cię zabić… Ranny dzik ma wiele wspólnego z afrykańskim bawołem, dlatego ten opis powinien dobrze zapamiętać każdy myśliwy!

#Dziki #Rubinkowo #ToruńWe środę (19-05-2021) spokojne na co dzień dziki. Poczuły zagrożenie ze strony kota i zaatakowały.

Dwa polskie okręty podwodne operowały z bazy na Malcie, czatując na liniach komunikacyjnych wroga i topiąc jego jednostki. Do chwili pojawienia się „Sokoła” i „Dzika” na Morzu Śródziemnym polskie okręty podwodne nie mogły pochwalić się specjalnymi sukcesami. „Orzeł” zatopił w 1940 r. niemiecki transportowiec „Rio de Janeiro” wiozący żołnierzy Wehrmachtu. Według Bolesława Romanowskiego, zastępcy dowódcy okrętu, „Wilk” miał staranować U-Boota. Jednak nie jest to wiarygodne. Co gorsza, Marynarka Wojenna utraciła „Orła”, który zaginął w 1940 r. podczas patrolu. Do dziś nie znaleziono wraku ani nie ustalono przyczyny zatopienia. W 1942 r. „Jastrząb” został omyłkowo ostrzelany przez okręty alianckie. Uszkodzenia okazały się na tyle poważne, że podjęto decyzję o zatopieniu okrętu. Bilans działań okrętów podwodnych był więc wyraźnie niekorzystny. Sytuacja zmieniła się, gdy na Morzu Śródziemnym pojawił się „Sokół”, a potem „Dzik”. Były skuteczne. Anglicy nazwali je nawet „terrible twins” – strasznymi bliźniakami, opierając się na raportach dowódców tych okrętów podwodnych. A sukcesy w zatopieniach wrogich jednostek były w niezamierzony, lecz także celowy sposób w przypadku dowódcy „Sokoła” wyolbrzymiane. Mariusz Borowiak i Tadeusz Kasperski w książce „Polska Marynarka Wojenna na Morzu Śródziemnym 1940–1944” zweryfikowali raporty dowódców „strasznych bliźniaków”. I zredukowali liczbę zatopionych przez nie niemieckich i włoskich statków oraz okrętów. I tak jednak bilans był znakomity. Sprowadzenie do rzeczywistych liczb sukcesów „Dzika” i „Sokoła” w żadnym stopniu nie pomniejsza osiągnięć, bohaterstwa ani poświęcenia polskich marynarzy. Ich służba była skrajnie niebezpieczna, a życie załogi nieraz wisiało na włosku. Z owcą na morze Z wejściem „Sokoła”, okrętu brytyjskiej konstrukcji, do służby w 1941 r. wiąże się anegdota opisana przez Jerzego Pertka w „Wielkich dniach małej floty”. Dowódca „Wilka” miał przekazać na nowy okręt część swojej załogi. Jeden z oficerów zaproponował taki podział, by „wilk był syty i owca cała”. Na kartce papieru pojawiły się więc słowa: „wilk” i „owca”. Dowództwo Marynarki Wojennej zatwierdziło skład załogi przeznaczonej dla nowego okrętu podwodnego, jednak biorąc serio słowo „owca”, nie zgodziło się, by nazywała się tak właśnie nowa jednostka. Historia ta musiała zapewne dotrzeć do brytyjskich stoczniowców przygotowujących okręt, nazwany „Sokołem”, dla Polaków. Ponieważ w angielskim zwyczaju było nadawanie okrętom godeł, zamiast wizerunku drapieżnego ptaka – czego polscy marynarze mogli się spodziewać – wyrzeźbiono w drewnie owcę skubiącą kwiatki na łące... „Sokołem”, skierowanym wczesną jesienią 1941 r. na Morze Śródziemne, dowodził kpt. Borys Karnicki. W październiku „Sokół” dokonał nieudanego ataku na włoski krążownik pomocniczy. Dystans był zbyt duży, by liczyć na pewny sukces. „Karnicki jednak słusznie wolał zaryzykować, niż w ogóle nic nie robić” – oceniali Borowiak i Kasperski. To niepowodzenie „Sokół” powetował sobie w listopadzie, niszcząc włoski transportowiec. Wprawdzie dwie torpedy chybiły, a trzecia z powodu wady zboczyła z kursu, ale załoga „Sokoła” ostrzelała statek z działa pokładowego, doprowadzając do jego zatonięcia. Także w listopadzie „Sokół” zaatakował włoski zbiornikowiec. Torpedy wystrzelono z dużego dystansu, co więcej – celowniki były uszkodzone. Załoga jednak, słysząc eksplozję, uznała, że zbiornikowiec został trafiony, choć w rzeczywistości tak nie było. Pocieszono się dopiero po paru miesiącach, w lutym 1942 r. zatrzymując włoski szkuner motorowy u wybrzeży Tunisu. Został ostrzelany i zmuszony do zatrzymania się. Na jego pokład weszła ekipa abordażowa. Szkuner wiózł węgiel. Został zatopiony. Największym sukcesem było zdobycie planu zagród minowych znalezionych na pokładzie. Czytaj też:Kolonie dla Polaków! Czy II RP miała na nie szanse? Prawdziwe chwile grozy załoga „Sokoła” przeżyła jednak nie na patrolach bojowych, lecz w bazie na Malcie. Strategicznie ważna wyspa, położona na środku Morza Śródziemnego, była celem intensywnych nalotów. Dosięgły one w marcu i kwietniu 1942 r. także „Sokoła”. Został poważnie pokiereszowany. Ocalał dzięki manewrowaniu okrętem i ukrywaniu go wśród innych jednostek przez pełną determinacji załogę. Ona też starała się naprawić okręt, gdy – pod grozą nalotów – stoczniowcy bali się wyjść do pracy. Uszkodzenia były jednak na tyle poważne, że „Sokoła” przebazowano dla naprawy z zasypywanej bombami Malty do Gibraltaru. Świnia pod Spartivento Okręt podwodny „Dzik”, tego samego typu co „Sokół”, otrzymał właściwe do swej nazwy godło: groźny łeb odyńca. Dowódca „Dzika”, kpt. Bolesław Romanowski, nadał mu dewizę: „Nullo retentus impedimento”(Żadną niezatrzymany przeszkodą). Na początku służby „Dzik” wszakże utknął, jeszcze u wybrzeży brytyjskich w podwodnej sieci przeciw okrętom podwodnym. „Gdy wróciliśmy do Forth – wspomniał Romanowski – przewodniczący mesy wręczył mi piękny rysunek dzika uwikłanego w sieć. Był to stary sztych, na którym dzik miał potwornej długości szable i groźnie błyskał białkami oczu” (Bolesław Romanowski „Torpeda w celu”). Romanowskiemu zdarzyła się wkrótce inna niemiła przygoda. Inspekcja wyszkolenia wyszła źle, gdyż – jak twierdził – był to skutek intrygi części nielojalnych oficerów i podoficerów. W marcu 1943 r. „Dzik” przybył do bazy na Malcie. Na sukces nie musiał długo czekać. W maju wyeliminował włoski zbiornikowiec. Romanowski podkreślał, że „Dzik” był pierwszym okrętem podwodnym, który ugodził w cel pierwszą salwą. Twierdził, że dwie z czterech torped trafiły w statek. Salwa jednak nie była aż tak celna. Borowiak i Kasperski stwierdzają, że trzy torpedy chybiły, ale czwarta dosięgła zbiornikowca i wywołała niszczący pożar. Sukces koło przylądka Spartivento uczczony został przez jednego z członków załogi wierszykiem: W całej flocie z nas się śmiano, Że dziką świnię mamy za miano, Ale ta świnia pod Spartivento, Nullo retenta fuit impedimento. Artykuł został opublikowany w 3/2019 wydaniu miesięcznika Historia Do Rzeczy.

Zobacz najciekawsze publikacje na temat: atak dzika. Kły o centymetr minęły tętnicę. Byłam o włos od śmierci. Rozjuszony dzik poturbował Barbarę Melanowicz. Dodany dnia2 miesięcy temu Ulubione0 Zwierzyna gruba to określenie powstałe jeszcze w średniowieczu. Oznaczało ono grupę gatunków zwierząt, na które wyłącznie mogli polować władcy (królowie, książęta) i ich rodziny. Ewentualnie magnaci i wysokiej rangi duchowieństwo (biskupi) w swoich włościach. Regale królewskie wykluczało możliwość polowanie na zwierzynę grubą ludziom nisko urodzonym, czyli venatio magna lub venatio animalium superiorum. Zwierzyna gruba Do grubej zwierzyny wśród ssaków, jeszcze początkiem XX wieku zaliczano: żubry, łosie, jelenie, daniele sarny, kozice niedźwiedzie, wilki, dziki, rysie, świstaki i bobry. Natomiast osobną grupę stanowiły tak zwane gatunki ptaków, czyli tak zwana zwierzyna gruba-lotna. Do tejże grupy należały: głuszce, dropie, żurawie, łabędzie oraz orły przednie. Dawne czasy i polowanie na zwierzynę grubą. Na przykład jeden z książąt mazowieckich, Ziemowit, już w 1359 roku wydał dekret zabraniający wszystkim jego poddanym polować na tury w swoich włościach. Oczywiście było to polowanie na zwierzynę grubą i tury w tym czasie jeszcze występowały na terenie Królestwa Polskiego. Również polowania na bobry już od wczesnych wieków średnich były reglamentowane a za skłusowanie groziła kara śmierci. W wiekach późniejszych zaczęły powstawać tak zwane zwierzyńce, w których hodowane różne gatunki zwierzyny grubej. Takie zwierzyńce mieli praktycznie wszyscy możnowładcy. Nawet już w XVI wieku sprowadzano do zwierzyńców zwierzynę z odległych miejsc Królestwa Polskiego. Polowania w Puszczy Niepołomickiej. Przykładem może być słynne polowanie na zwierzynę grubą w Puszczy Niepołomickiej za czasów Zygmunta Starego. Kiedy to przywieziony z Litwy w klatce niedźwiedź wyrwał się z obławy i zaatakował konia, na którym siedziała sama Królowa Bona, czyli żona naszego władcy. Ponieważ była w tym czasie w ciąży, w wyniku tego nieszczęśliwego zdarzenia poroniła. Późniejsze wieki jeszcze bardziej obfitowały w polowania na zwierzynę grubą w tak zwanych zwierzyńcach. Były one zlokalizowane w bliskiej odległości od głównych magnackich siedzib, a czasem wręcz do nich przylegały. Zwłaszcza tego typu łowy rozkwitały w czasach panowania królów saskich, kiedy to populacja zwierzyny grubej dość mocno ucierpiała. Polowanie na łosie Przechodząc do czasów współczesnych gatunki łowne zakwalifikowane do grupy zwierzyny grubej to: łoś (z całorocznym okresem ochronnym), jeleń szlachetny, daniel, jeleń sika, muflon, dzik i sarna. Niestety żaden z gatunków ptaków, które jeszcze początkiem XX wieku były dość liczne i kwalifikowały się do grupy zwierzyny grubej-lotnej, nie znajdują się na liście zwierzyny grubej. Zwierzynę grubą występującą w Polsce możemy podzielić jeszcze na dwie kategorie. Zwierzyna płowa i zwierzyna czarna. Do zwierzyny płowej zaliczymy wszystkie jeleniowate, czyli łosia, jelenia szlachetnego, daniela, jelenia sikę oraz sarnę europejską. Natomiast do zwierzyny czarnej zaliczamy dzika i muflona. Zwierzynę płową, czyli jeleniowate możemy podzielić jeszcze na dwie kategorie. Jelenie Starego Świata (podrodzina Cervinae) i jelenie z Nowego Świata (podrodzina Capreolinae). Nazwy te, choć sugerują, że maja coś wspólnego z rozmieszczeniem geograficznym gatunków tak naprawdę nie mają z tym nic wspólnego. Chodzi tu przede wszystkim o pewien okres w ewolucji jeleniowatych. W tym czasie kiedy część wyewoluowała w pewnych aspektach swojej budowy morfologicznej. Do jeleni Starego Świata zaliczymy jelenia szlachetnego, jelenia sikę oraz daniela. Do jeleni Nowego Świata natomiast zaliczymy łosia i sarnę. Jeśli chodzi o polowanie na zwierzynę grubą na powyższe gatunki to mamy całą gamę metod do tego służących. Metody te możemy podzielić na polowania indywidualne i polowania zbiorowe. Zaczniemy od polowań indywidualnych, ponieważ metod jest w tej grupie więcej. Polowanie na zwierzynę grubą z podchodu. Ten rodzaj polowania dotyczy praktycznie wszystkich gatunków zwierzyny grubej. Polega on na zlokalizowaniu osobnika lub osobników danego gatunku w sposób wzrokowy lub słuchowy. Następnie skracamy odległości, podchodząc jak najbliżej w celu identyfikacji i oceny wieku. Ważne jest dokonania prawidłowego odstrzału, z odpowiedniej odległości gwarantującej skuteczność. W szczególności metodę taką zastosujemy podczas polowania na wszelką zwierzynę płową a w szczególności na kozły sarny, jelenie byki czy daniele byki. Metoda ta również jest podstawową metodą podczas polowań na muflony. Wielu myśliwych ceni sobie w księżycowe noce podchód dzików na polach uprawnych. Pamietajmy że szansę polowania zwiększy nam odpowiednie ubranie z kamuflażem. Polowanie na zwierzynę grubą na wab. Polowanie na zwierzynę grubą tą metodą wymaga od myśliwego umiejętności wabienia, czyli naśladowania różnych głosów zwierząt, ale również odgłosów walki. Do tych umiejętności natomiast potrzebny jest dobry słuch muzyczny. Tą metodę możemy stosować do polowań na wszystkie samce zwierzyny płowej podczas ich okresów godowych. Zaczynając od byków łosi skończywszy na kozłach sarny. Wabimy również dziki. Te ostatnie wabimy zarówno na uprawach typu kukurydza, owiec czy pszenica jak i w czasie huczki. Pięknie możemy wabić jelenie podczas rykowiska. Metoda wabienia wymaga od myśliwego dobrej znajomości głosów zwierząt jak i ich znaczenia podczas okresów godowych poszczególnych gatunków. Jest to metoda, która pozwala nam na polowanie na konkretny gatunek w danym czasie. Polowanie z zasiadki. Ten rodzaj polowanie na zwierzynę grubą to typowa metoda stateczna. Polega ona na zajęciu stanowiska naziemnego lub na różnego rodzajach zwyżkach i ambonach, które znajdują się w pobliżu stałych miejsc migracji lub żerowania zwierząt. Tą metodą polujemy na większość gatunków zwierzyny płowej oraz dziki i muflony. Wybranie metody polowania zależy od rodzaju łowiska i preferencji myśliwego. Mój znajomy łowczy z Ostródy polował tylko z podchodu pokonując minimum 10 kilometrów podczas wyjścia w łowisko. Polowanie na zwierzynę grubą wykonywał tylko w ten sposób. Polowanie z zasiadki też ma swoje niezaprzeczalne uroki. Możemy zobaczyć przechodzące w okolicy zwierzęta występujące w łowisku. Polowanie na zwierzynę grubą po tropie. Metodę możemy wykorzystać jedynie w czasie, kiedy w zimie mamy pokrywę śnieżną, czyli tak zwaną „białą stopę”. Przeważnie po tak zwanej „ponowie”, czyli opadzie świeżego śniegu, poruszamy się po świeżych tropach zwierząt, podążając za nimi w celu dojścia na odległość skutecznego strzału. Tą metodą możemy przeprowadzić polowanie na zwierzynę grubą zarówno na wszelką zwierzynę płową jak i muflony oraz dziki. Ze względów pogodowych tego rodzaju polowania zdążają się coraz rzadziej. Polowanie z podjazdu. Teraz to zanikająca metoda polowań, lecz w przeszłości bardzo popularna zwłaszcza wśród miłośników jazdy konnej. Polega ona na wykorzystaniu pojazdu konnego zwanego „linijką”. Pojazd taki o bardzo mało skomplikowanej budowie, posiadający dwie osie z długą deska zamontowaną między nimi służy do przemieszczania się jednego myśliwego, który często sam kierując zaprzęgiem z odpowiednio przygotowanym koniem będąc już blisko upatrzonego zwierza mógł po prostu bezszelestnie zejść z wozu. Koń natomiast ciągnąc taki wóz odwracał uwagę zwierzyny a myśliwy w tym czasie mógł dokonać oględzin danego osobnika i dokonać odstrzału. Najczęściej jednak pojazd taki wymagał obecności woźnicy na wypadek spłoszenia się konia po strzale. Najczęściej tą metodą polowano na sarny kozły w maju. Teraz taką metodę można stosować przy użyciu samochodu pod warunkiem, że strzał nie jest oddany z wnętrza samochodu. Polowania zbiorowe na zwierzynę grubą. Polowanie zbiorowe na zwierzynę grubą możemy również podzielić na kilka metod. Zbiorówki w naszym kraju to tradycja i możliwość do spotkania z kolegami po strzelbie. Jesień i zima to piękny czas kiedy razem z kolegami z koła łowieckiego możemy się spotkać na linii i oczekiwać naganianej zwierzyny. Pamiętając o bezpieczeństwie polowania wybierzmy odpowiednie ubranie na polowanie zbiorowe. Ważne aby miało jaskrawy kolor, który będzie z daleka widoczny dla innych myśliwych. Nasz sklep myśliwski oferuje szeroką gamę takich produktów. Klasyczne polowanie z naganką i psami. Można je przede wszystkim stosować do polowań na dziki. Ponieważ zalegające w swoich dziennych ostojach dziki są trudne do ruszenia przy pomocy samej naganki. Dobrze wyszkolone psy jak różnych ras teriery, łajki czy gończe lepiej sobie radzą ze znalezieniem zalegającej w młodnikach watahy dzików niż naganiacze. Ponadto dziki często czekają do nadejścia naganki w pobliże legowiska i przebijają się przez linię naganiaczy do tyłu pędzenia. Taki rodzaj polowania raczej nie jest wskazany do polowań na zwierzynę płową. Pędzona przez psy często porusza się z dużą szybkością i zarówno jest trudna do rozpoznania i odpowiedniej oceny przed strzałem jak również łatwo wtedy o nieprecyzyjne strzały. Przy polowaniu w ten sposób na jelenie byki dochodzi często do mylnych ocen w wyniku czego często padają nie te osobniki, które powinny. Ciche pędzenia i polowanie na zwierzynę grubą To metoda również polegająca na zastosowaniu naganki, lecz naganka nie wykorzystuje psów a sama porusza się spokojnie, delikatnie tylko stukając po drzewach i od czasu do czasu porozumiewa się głosem w celu równego jej prowadzenia. Metodę tą stosujemy przede wszystkim do polowań na zwierzynę płową w szczególności jelenie szlachetne i daniele. Zwierzyna posuwa się wtedy wolno, nasłuchując po cichu zbliżającej się naganki i na linię myśliwych przychodzi powoli. Często również przystaje. Pozwala to na lepsze rozpoznanie celu i lepszą ocenę przed strzałem. Metoda szwedzka. Jest zarówno metoda wykorzystującą klasyczną nagankę z psami jak i ciche pędzenia. Dochodzi do tego jeden element zwiększający bezpieczeństwo strzału oraz jego dystans. Są to odpowiedniej wysokości zwyżki, które ułatwiają oddanie strzału na większą odległość niż w przypadku naziemnego stanowiska. Polepszają również widoczność oraz zmniejszają możliwość zwietrzenia myśliwego przez zwierzynę. Tą metodę stosujemy do polowań na wszystkie gatunki zwierzyny grubej. Polowanie metoda szwedzką staje się coraz bardziej popularne mimo, że wymaga od koła przygotowania odpowiedniej liczby zwyżek dla wszystkich myśliwych. Do tego musimy być przygotowanie na parę pędzeń z rożnych kierunków. Rytuały łowieckie Na koniec trzeba powiedzieć o odpowiednich rytuałach związanych z polowanie na zwierzynę grubą. Po polowaniu bardzo ważnym elementem jest ułożenie uroczystego pokotu, czyli ułożenia ubitej zwierzyny po polowaniu w odpowiedniej hierarchii. Najpierw łosie, następnie jelenie szlachetne, sika, daniele, dziki, muflony oraz sarny. Po polowaniu ustalamy również „króla polowania” według odpowiednich zasad podobnych do tych, według których układa się pokot. Czyli kto strzeli najwyżej na pokocie znajdującego się zwierza zostaje królem polowania. Według starych tradycji młody myśliwy, zwany „frycem”, kiedy pozyska pierwszą sztukę grubej zwierzyny przestaje nim być i po chrzcie myśliwskim wstępuje do grona „nemrodów”. Poprzedni artykuł Następny artykuł Blaser przyzwyczaił nas do corocznej prezentacji nowości ze swojej oferty. Tym razem na targach IWA 2018 premierę miała nowa odsłona modelu z linii R8. Blaser R8 Silence jest odpowiedzią na rosnący na świecie trend używania do polowania sztucerów z zamontowanym tłumikiem. Zwykle takie rozwiązanie nie dodaje urody broni. Nie wiemy jeszcze, ile dzików zabito podczas styczniowych polowań wielkoobszarowych. Akcja wywołała duży opór społeczny. Polacy protestowali na ulicach, część ruszyła do lasów blokować oraz monitorować polowania, co wykazało liczne nieprawidłowości. A Piotr Jenoch pożegnał się ze stanowiskiem szefa Polskiego Związku Łowieckiego Weekend 26-27 stycznia 2019 zakończył polowania wielkoobszarowe na dziki w Polsce. Myśliwi polowali synchronicznie w sąsiadujących ze sobą obwodach łowieckich, by w ten sposób zwiększyć szanse na zabicie jak największej liczby zwierząt. Polowania wielkoobszarowe trwały przez trzy styczniowe weekendy, od 12-13 stycznia poczynając. Według informacji Głównego Lekarza Weterynarii, zorganizowano je w ośmiu województwach: pomorskim, warmińsko-mazurskim, podlaskim, mazowieckim, lubelskim, łódzkim, świętokrzyskim i podkarpackim. Na razie nie wiadomo, czy taki masowy odstrzał dzików być też w lutym. Nie wiadomo, ile ostatecznie dzików zabito w styczniu. Rzeczniczka PZŁ przekazała że dane będę znane za kilka dni. Jak dotąd, jedyną informację dotyczącą liczby zabitych zwierząt podało Radio ZET: 721 dzików w 437 polowaniach po pierwszym weekendzie. PZŁ ani nie potwierdził, ani nie zaprzeczył. Polowano też tam, gdzie polować się nie powinno Polowania na bieżąco monitorowała koalicji Niech Żyją! „Ustaliliśmy, że wbrew zaleceniu Głównego Lekarza Weterynarii i Europejskiej Agencji ds. Bezpieczeństwa Żywności (EFSA) w newralgicznej strefie »cichych polowań«, w której wykonywane powinny być wyłącznie polowania indywidualne, odbyło się minimum kilkadziesiąt polowań zbiorowych” – mówi Tomasz Zdrojewski z koalicji Niech Żyją! Dodaje, że działo się to na terenie przynajmniej czterech województw: w warmińsko-mazurskim, podlaskim, mazowieckim i lubelskim. Strefa „cichych polowań” to biegnący przez wschodnią Polskę pas, którego oś stanowi granica pomiędzy obszarem objętym ograniczeniami lub obszarem zagrożenia (w związku z ASF) a obszarem ochronnym. Założenie jest bowiem takie, by polowaniami zbiorowymi nie spowodować migracji potencjalnie zarażonych dzików na obszary, gdzie wirusa jeszcze nie ma. Na zielono zaznaczono strefę polowań cichych, gdzie – zgodnie z rekomendacjami Głównego Lekarza Weterynarii i EFSA – nie powinno się wykonywać polowań zbiorowych. Źródło: Niech Żyją! Interaktywna mapa tu. Zdrojewski zaznacza, że w samym tylko woj. mazowieckim społeczny monitoring wykazał prawie 20 polowań zbiorowych. Spodziewa się, że w tym województwie mogło ich być kilkakrotnie więcej. „Szacujemy, że we wszystkich ośmiu województwach mogły się odbyć setki takich polowań – strefa „cichych polowań” przebiega bowiem przez aż 1142 obwody łowieckie” – mówi aktywista. Dodaje, że wywiady telefoniczne w poszczególnych kołach łowieckich potwierdziły, że w zrealizowano około 30 proc. zapowiadanych polowań. dowiedziało się, że niektóre wojewódzkie inspektoraty weterynarii (WIW) przekazały kołom łowieckim rekomendację Głównego Lekarza Weterynarii dotyczącą odstąpienia od polowań zbiorowych w pasie „polowań cichych” dopiero po pierwszym weekendzie odstrzałów wielkoobszarowych. Na przykład, podkarpacki Wojewódzki Lekarz Weterynarii poinformował o tym łowczych okręgowych 14 stycznia. A WIW w Białymstoku w ogóle nie informował kół łowieckich. „Bioasekuracja to mit” Jeśli przyczyną, dla której zarządzono akcję masowego zabijania dzików, jest walka z afrykańskim pomorem świń (ASF), to zgromadzona przez aktywistów dokumentacja foto-wideo podważa wiarę w jej sens. Co prawda, część materiałów pochodzi ze „zwykłych”, a nie wielkoobszarowych polowań zbiorowych. Ale i one pokazują, że bioasekuracja (zapobieganie przeniesieniu wirusa od zarażonych zwierząt) w warunkach polowania jest w zasadzie niemożliwością. „Wspaniałe okoliczności przyrody, zupełna cisza i spokój. Nagle z oddali słychać strzały, podążamy za nimi. Pierwszy trop to krople krwi na śniegu. Idziemy dalej. Krwi jest coraz więcej, widzimy fragmenty wnętrzności, ślady kół samochodu i rozjechaną krew na śniegu” – relacjonowała dla Agnieszka z Górnośląskiego Ruchu Antyłowieckiego, którego aktywiści w pierwszy weekend obserwowali polowanie nieopodal Kozłowa (woj. śląskie). Fot. Górnośląski Ruch Antyłowiecki Zdjęcia pokazują leżące na śniegu wnętrzności. Aktywiści przekazali nam również materiał, na którym myśliwi podczas polowania nieopodal Kośmidrów (woj. śląskie) patroszą dzika w terenie. Wnętrzności wypadają prosto na śnieg, z martwego ciała zwierzęcia wycieka krew. Fot. Górnośląski Ruch Antyłowiecki Takich sytuacji było więcej w całej Polsce. Kolejna wydarzyła się w Nadleśnictwie Rudka, gdzie byli aktywiści Obozu dla Puszczy. „Byliśmy tuż obok, kiedy myśliwi zastrzelili ostatniego z czterech dzików. Kilka minut później poszli do wiaty na grochówkę, na miejscu zostały jednak ich psy gończe, martwe dziki i mnóstwo krwi w śniegu. Psy zaczęły szarpać i gryźć martwe dziki, ich pyski były całe we krwi” – opowiadała jedna z aktywistek. Ciągnik z przyczepą i ludźmi, który miał wywieźć martwe zwierzęta, przyjechał dopiero po trzydziestu minutach. Część osób nie miała nawet rękawiczek. „Bioasekuracja to mit. To, co tutaj widzieliśmy, bardzo jasno to pokazuje” – powiedział TVN Jakub Rok z Obozu dla Puszczy. „Krew była wszędzie: na oponach samochodów, na podeszwach butów, na pyskach psów, na śniegu, tej krwi było mnóstwo. Jeżeli komuś chodziło o przeciwdziałanie wirusowi ASF, to było to naprawdę nieskuteczne” – dodał aktywista. Właśnie przed takimi sytuacjami ostrzegali naukowcy z PAN w liście do premiera Mateusza Morawieckiego, w którym apelowali o odejście od zmasowanych odstrzałów jako metody walki z afrykańskim wirusem świń. Pisali wprost, że „zmasowane polowania na dziki walnie przyczyniają się do roznoszenia wirusa”. A to dlatego, że polowania zanieczyszczają krwią środowisko, co może prowadzić do kolejnych zarażeń. A na dodatek sami myśliwi mogą roznosić wirusa – poprzez kontakt z krwią i szczątkami dzików. Wskazali również na to, że przepłoszone odstrzałem zwierzęta przemieszczają się na inne obszary, gdzie – jeśli są chore – zarażają kolejne osobniki. Ale brak bioasekuracji to nie jedyne nieprawidłowość, którą odnotował społeczny monitoring polowań. Zdrojewski mówi nam, że poza „zwykłymi” polowaniami zbiorowymi i tymi wielkoobszarowymi, przez trzy weekendy prowadzono w Polsce również odstrzały sanitarne, także w formie polowań zbiorowych. „Daleko poza obszarami zagrożenia wirusem ASF, mimo że ustawa dopuszcza odstrzał sanitarny tylko w przypadku zagrożenia wystąpienia epidemii, a w tym celu wyznaczane są przecież odpowiednie strefy zagrożenia i strefy ochronne we wschodniej części kraju” – dodaje. Odbyły się też polowania, które nie były zgłaszane do gmin – a koła mają taki obowiązek – lub zostały zgłoszone zbyt późno. „Zaniedbanie ustawowego obowiązku informacyjnego narażało postronne osoby na utratę życia lub zdrowia, a właściciele nieruchomości nie mogli wnieść sprzeciwu, mimo przysługującego im prawa” – mówi Zdrojewski. Aktywista mówi nam też, że podczas polowań strzelano do loch, choć minister środowiska Henryk Kowalczyk wydał rekomendację, by myśliwi tego nie robili. Wyzwiska, grożenie śmiercią, szarpaniny, kopanie samochodów Podczas weekendowych polowań nie obyło się bez incydentów. Na polowaniu zbiorowym koło Supraśla w Puszczy Knyszyńkiej, na którym byli aktywiści Obozu dla Puszczy i Fundacja Dzika Polska – według ich relacji – jeden z myśliwych groził bronią. „Zorientowaliśmy się, że polowanie nie spełniało wymogów prawa łowieckiego – informacja o polowaniu nie została opublikowana na stronie urzędu gminy, niewłaściwie oznakowano miejsce polowania, przez co osoby korzystające z lasu nie zostały ostrzeżone o polowaniu zgodnie z przepisami. Chcieliśmy poinformować o tym myśliwych, wyjaśnić sytuację i sprawdzić, czy polowanie wykonywane jest zgodnie z wymogami bioasekuracji” – relacjonuje Adam Bohdan. „Jeden z myśliwych na mój widok zareagował bardzo agresywnie. Początkowo wycelował we mnie sztucer, a następnie wyzywał mnie bardzo wulgarnie zmuszając do opuszczenia miejsca polowania. Przepisy umożliwiają jednak korzystanie z lasu w równym stopniu zarówno myśliwym, jak i spacerowiczom. Dlatego zdecydowaliśmy się na dalszą obserwację polowania” – dodaje. Momentami gorąco było również podczas akcji zorganizowanej przez Warszawski Ruch Antyłowiecki. W ubiegły weekend byli w miejscu, gdzie polowania zaplanowało obchodzące 70-lecie koło łowieckie „Cyranka”, na które zaproszono również gości. „Św. Hubert miał jednak inne plany i zamiast dzików zesłał im aktywistów” – pisze na swoim profilu facebookowym Warszawski Ruch Antyłowiecki. Według tej relacji, myśliwi napuścili na aktywistów przedstawicieli lokalnej społeczności. „Było blokowanie samochodów na drodze publicznej, wyzwiska, grożenie śmiercią, szarpaniny, kopanie samochodów, kradzież telefonu i zniszczenie mienia. Wiele spraw z niedzielnego przedpołudnia będzie miało swój finał w sądzie” – czytamy na profilu. Szef PZŁ do wymiany Fala wydarzeń związana z polowaniami wielkoobszarowymi zmiotła ze stanowiska Łowczego Krajowego Piotra Jenocha, który pełnił funkcję dość krótko, bo zaledwie parę miesięcy — od 17 kwietnia 2018 r. Rankiem 23 stycznia 2018 r. podał się do dymisji, ale — tak sugeruje oficjalny komunikat PZŁ – nie było to dobrowolne, ale wymuszone przez szefa resortu środowiska. „Podczas […] spotkania z Ministrem Środowiska Henrykiem Kowalczykiem, Łowczy Krajowy Piotr Jenoch został poproszony o złożenie rezygnacji, co w przypadku jej braku miało skutkować odwołaniem Łowczego przez ministra” – czytamy na stronie Związku. Według wersji wydarzeń PZŁ prezes Naczelnej Rady Łowieckiej Rafał Malec miał poinformować wcześnie ministra Kowalczyka o niemożliwości współpracy Zarządem Głównym PZŁ, co miało być bezpośrednią przyczyną odwołania. Ponadto szef resortu miał „bezprecedensowo naciskać” na Jenocha w związku z ASF, ale na czym te naciski miały polegać — tego już z komunikatu się nie dowiemy. Na stanowisku Jenoch pozostanie do 15 lutego, by dokończyć przygotowania do do zaplanowanego na 16 lutego Krajowego Zjazdu Delegatów, podczas którego ma zostać uchwalony nowy statut PZŁ. Dymisji Jenocha ma również sprzeciwiać się większość łowczych okręgowych (37 z 49). „Nie zgadzamy się na poświęcenie naszego Przedstawiciela do rozgrywek w walce medialnej dotyczącej zwalczania wirusa ASF” – napisali w liście do ministra środowiska, premiera Mateusza Morawieckiego i… prezesa PiS Jarosława Kaczyńskiego. „Sytuacja jest napięta” „Łowczy Krajowy zawsze stał na straży obecnego modelu łowiectwa, nastawionego na aspekt przyrodniczy, a nie komercyjny. Należy bacznie przyglądać się kolejnym działaniom osób mających wpływ na kształt polskiej gospodarki łowieckiej. Najgorszym bowiem krokiem dla polskiej przyrody i polskiego łowiectwa byłaby eksploatacja zasobów przyrodniczych w celach komercyjnych” – napisali łowczy. To wyraz obawy, że polskie myślistwo może pójść w stronę modelu opartego o zasadę wiążącą prawo do polowania z prawem własności ziemi. Przed takim rozwiązaniem ostrzegał sympatyzujący z Zarządem Głównym PZŁ myśliwy, który rozmawiał z „Związanie prawa do polowania z prawem do ziemi zakłada, że zwierzęta łowne są własnością tego, na czyim terenie żyją” – ostrzegał. Jak to ma działać? Przykładowo, jeśli jakiś rolnik ma duże gospodarstwo rolne, a na nim np. jelenie, które robią mu szkody w uprawach, to może je po prostu zabić. Albo sprzedać komuś prawo do odstrzału – na przykład jednemu z wielu związków łowieckich, które mogłyby po rozwiązaniu PZŁ powstać. To — przekonywał nas myśliwy — byłoby bardzo szkodliwe dla polskiej przyrody, ponieważ nie dba się tu o liczebność zwierząt w kraju. Z kolei inny dobrze poinformowany myśliwy powiedział nam, że groźba prywatyzacji łowiectwa w Polsce to celowo rozpuszczana przez Jenocha plotka, która ma kreować go na gwaranta stabilności aktualnego modelu myślistwa. A w rzeczywistości obecny Łowczy Krajowy nie ma poparcia szeregowych myśliwych, mają do niego żal o to, że nie sprzeciwił się masowemu odstrzałowi dzików związanemu z ASF, czego miała od niego oczekiwać większość z nich. Jasne więc wydaje się być tylko jedno – że PZŁ jest wstrząsane wewnętrznym konfliktem, a afera wokół polowań wielkoobszarowych na dziki tylko go podsyciła. „Sytuacja w związku jest napięta. Toczą się rozgrywki różnych frakcji” – powiedział TVN jeden z szefów okręgów PZŁ. Robert Jurszo Dziennikarz i publicysta. W pisze o ochronie przyrody, łowiectwie, prawach zwierząt, smogu i klimacie oraz dokonaniach komisji smoleńskiej. Stały współpracownik miesięcznika „Dzikie Życie”. Polowania indywidualne – charakterystyka. Czaty (zasiadka). Podchód. Polowanie po tropie. Polowanie z podjazdu. Polowanie na wab. Polowanie z norowcami. Polowanie na dreptaka / na ptactwo z psem. Zgodnie z definicją, zawartą w Ustawie Prawo Łowieckie z dnia 13 października 1995 r. i Rozporządzeniem Ministra Środowiska z dnia 23 marca Portal Nasze Lasy opublikował na swoim Facebooku ostrzeżenie przed „bezsensowną masakrą dzikich zwierząt w lasach". Chodzi o serię masowych polowań na dziki, które mają ruszyć 12 stycznia. Minister środowiska, w celu walki z ASF, wskazuje na pilną potrzebę organizacji wielkoobszarowych polowań zbiorowych na dziki jak i potrzebę synchronizacji działań kół łowieckich dzierżawiących sąsiadujące ze sobą obwody - napisano w komunikacie Polskiego Związku Łowieckiego, Zarządu Okręgowego w Olsztynie. Przypomnijmy, że afrykański pomór świń (ASF) to wirusowa, posocznicowa choroba świń o przebiegu ostrym lub przewlekłym, którą cechuje bardzo wysoka objawów ASF jest krótka, ale doświadczony hodowca trzody chlewnej bez problemu go rozpozna. Należą do nich:nagłe padnięcia zwierząt przy braku innych objawów, wzrost temperatury ciała (40,5-42 st. C wewnątrz ciała), sinica skóry uszu, brzucha, boków, drobne wybroczyny, duszność, piana z nosa, biegunka, wymioty, podniecenie, drgawki, przypadki poronienia, utrata apetytu. ASF nie jest niebezpieczny dla ludzi, nie mogą zarazić się wirusem ASF. A inne zwierzęta? Na zarażenie wirusem ASF zagrożone są tylko świnie, dziki i Afrykański pomór świń znów atakuje chlewnie - małe i dużeInspekcja Weterynaryjna nie da już rady zwalczać afrykańskiego pomoru świńASF - wirus grozi Polsce. Mur na granicy z Ukrainą i Białorusią powstanie? Gdzie jest ASF?Portal Nasze Lasy pisze, że w całej Polsce zarządzono skoordynowane, zmasowane i wielkoobszarowe polowania. - Pretekstem walka z ASF! Po spotkaniu 28 grudnia w Ministerstwie Środowiska trwa ożywiona wymiana "pilnych" pism między Ministerstwem, PZŁ i Głównym Lekarzem Weterynarii. Koła łowieckie otrzymują wiadomość SMS o treści: "Minister Środowiska w celu walki z ASF wskazuje na pilną potrzebę organizacji wielkoobszarowych polowań zbiorowych na dziki jak i potrzebę synchronizacji działań kół łowieckich dzierżawiących sąsiadujące ze sobą obwody na terenie całej Polski. Zobowiązuję Zarządy Kół Łowieckich (wszystkie) do zorganizowania polowań zbiorowych na dziki w dniach 12-13,19-20, W dniu 2 stycznia 2019 nakazuję powiadomić Urzędy Gmin i Nadleśnictwa o planowanych polowaniach. Szczegóły tego tematu zostaną przekazane w pierwszych dniach stycznia". Pierwsze polowania mogą odbyć się bezprawnie, bo nie zostanie dotrzymany dwutygodniowy termin powiadomienia z wyprzedzeniem o dla portalu prof. dr. hab. Andrzej Elżanowski, zoolog i bioetyk z Uniwersytetu Warszawskiego, przewodniczący Sekcji Dobrostanu Zwierząt Polskiego Towarzystwa Etycznego, mówił tak:Czy to dostateczne powody, żeby organizować masowy odstrzał dzików? Jak sądzicie? POLECAMY PAŃSTWA UWADZE:Dlaczego miasta zabraniają pokazów fajerwerków w Sylwestra?Sylwester: noc zabawy i tragedii
KROK 3. I tu przychodzi czas na wielki finał. Klękamy kolanem na komorze. Wbijamy nóż nisko i głęboko za łopatką tak by dotrzeć do serca. Następnie szybko wyjmujemy ostrze. Dociskamy dzika do podłoża własnym ciężarem aż przestanie się ruszać. Jak widzicie dość ekstremalne i błyskawiczne polowanie dla twardzieli.
Moment polowanie na niedźwiedzia jest bardzo istotnym wydarzeniem w fabule epopei Adama Mickiewicza „Pan Tadeusz”. Bohaterowie dzieła zorganizowali je w sercu puszczy litewskiej, miejscu bogatym w bory, knieje, wilcze doły zarośnięte trawą, małe i głębokie jeziorka pełne wody w kolorze rdzy oraz w drzewa pozbawione kory i liści. To tam żyło mnóstwo dzikich zwierząt: żubry, tury, rysie, dziki, łosie, wilki. Polowanie Franciszek Kostrzewski Ilustracja do Pana Tadeusza, 1886r. Aby upolować jak najcenniejszą zdobycz, pomysłodawca wyprawy – Sędzia Soplica zarządził pobudkę i zbiórkę o godzinie czwartej trzydzieści rano, przy leśnej kaplicy. Tam też zebrali się wszyscy uczestnicy polowania i razem wyruszyli w głąb puszczy. Głównym celem wyprawy było upolowanie niedźwiedzia. Gdy zwierz opuścił swój matecznik, myśliwi rozstawili się po okolicy, a ich ogary pomknęły w las w poszukiwaniu drapieżnika. Po pewnym czasie Wojski przyłożył ucho do ziemi, wstał i oznajmił wszystkim, że zbliża się do nich niedźwiedź. Na te słowa myśliwi przygotowali strzelby, aby w razie pojawienia się zdobyczy być przygotowanymi na oddanie stali i każdy ze strzelbą gotową Wygiął się jak łuk naprzód, z wciśnioną w las głową. Nie mogą dłużej czekać! Już ze stanowiska Jeden za drugim zmyka i w puszczę się wciska; Jakie było ich zdziwienie, gdy w kilka sekund po słowach Wojskiego ujrzeli wyłaniającego się z boru zwierza! Mimo iż goniło go dwadzieścia ujadających psów, iż grzmiały trąby, a zebrani oddali kilkanaście strzałów w jego kierunku – on nadal parł przed siebie. Okazało się, że nie dosięgła do żadna kula! W chwilę później strzelcy i biorący udział w obławie wyruszyli, by przeciąć zwierzęciu drogę między puszczę i ostępem i otoczyć go. Na nic się to jednak zdało, ponieważ niedźwiedź zawrócił w mniej strzeżone miejsce, gdzie las był rzadszy. Zastawszy tam jedynie Tadeusza, Hrabiego oraz kilku obławników, drapieżnik rycząc stanął na tylnych łapach i wyrwał pobliskie drzewo z korzeniami. Gdy skowyt psów ucichł, ruszył w kierunku głównych bohaterów, a oni przerażeni, oddali chybione strzały z flint i zaczęli uciekać. Wówczas niedźwiedź rzucił się za nimi i dosiągł łapą włosów Hrabiego, którego przed śmiercią uratował strzał z nieznanego kierunku . Okazało się, że z pomocą bohaterom przybyli uzbrojeni Asesor, Rejent i Gerwazy. Gdy Asesor z Rejentem wyskoczyli z boków, A Gerwazy biegł z przodu o jakie sto kroków, Z nim Robak, choć bez strzelby - i trzej w jednej chwili Jak gdyby na komendę razem wystrzelili. Powalone zwierze, całe zakrwawione, jeszcze dyszało i otwierało oczy, gdy dopadły go pierwsze psy Podkomorzego, które przed rozszarpaniem zdobyczy powstrzymał Wojski (kazał im włożyć kije między zęby). Gdy udało się odciągnąć wygłodniałe ogary, rozpoczęła się kłótnia Asesora z Rejentem o to, który z nich jest autorem celnego strzału powalającego niedźwiedzia. Spór przerwał po jakimś czasie Gerwazy, który zaczął rozcinać pysk dużego mieszkańca puszczy, by z jego czaszki wydobyć kulę. Gdy tego dokonał, uświadomił kłócącym się, że nie pochodzi ona z ich flint, lecz pasuje do strzelby Horeszkowskiej. Okazało się, że Hrabiego i Tadeusza przed niedźwiedziem uratował ksiądz Robak, który wyrwał Gerwazemu z rąk flintę i oddał celny strzał z odległości stu kroków w samą paszczę, po czym - upewniwszy się, że Tadeuszowi i Hrabiemu nic się nie stało - uciekł w pole. Polowanie zakończyło się zadudnieniem przez Wojskiego w bawoli róg – jako znak pomyślnego finału wyprawy. Natenczas Wojski chwycił na taśmie przypięty Swój róg bawoli, długi, cętkowany, kręty Jak wąż boa, oburącz do ust go przycisnął, Wzdął policzki jak banię, w oczach krwią zabłysnął, Zasunął wpół powieki, wciągnął w głąb pół brzucha I do płuc wysłał z niego cały zapas ducha. I zagrał: róg jak wicher niewstrzymanym dechem Niesie w puszczę muzykę i podwaja echem. Umilkli strzelce, stali szczwacze zadziwieni Mocą, czystością, dziwną harmoniją pieni. Starzec cały kunszt, którym niegdyś w lasach słynął, Jeszcze raz przed uszami myśliwców rozwinął; Napełnił wnet, ożywił knieje i dąbrowy, Jakby psiarnię w nie wpuścił i rozpoczął łowy. Bo w graniu była łowów historyja krótka: Zrazu odzew dźwięczący, rześki - to pobudka; Potem jęki po jękach skomlą - to psów granie; strona: - 1 - - 2 -
Podczas polowania na zające stosuje się broń gładkolufową. Jeżeli chodzi o śruty, to w okresie jesiennym stosuje się nr 4 o średnicy 4 mm, natomiast w zimie nr 2 o średnicy 3,5 mm, który cechuje się tym, że jest grubszy. Wiedza dotycząca tego, w jaki sposób należy polować na dany gatunek, jest niezwykle istotna i każdy
Aktywiści po raz kolejny próbowali zablokować polowanie w okolicach Myśliborza. W miejscowości Dolsk doszło do szarpaniny pomiędzy myśliwym a jednym z aktywistów. Do zdarzenia doszło w sobotę 16 grudnia. Aktywiści ze Szczecina i Poznania próbowali zakłócić polowanie myśliwych z Koła Łowieckiego "Dzik", niektórzy z nich byli przebrani w czapki św. Mikołaja i próbowali wręczyć myśliwym rózgi. Aktywistą towarzyszyła ekipa telewizji TVN24 (...) aktywiści pojechali za traktorem z myśliwymi, aby zrobić kolejną blokadę. Dwie osoby ze Szczecina szły tuż obok pojazdu, zaś trzech aktywistów z Poznania pojechało rowerami. Jeden z nich oddalił się goniąc traktor. - Poinformował nas, że został pobity przez myśliwych, ukradziono mu telefon oraz kamerę, przebito opony w rowerze. Na miejsce wezwaliśmy karetkę i policję (...) [źródło: tvn24] Jak informuje rzecznik myśliborskiej policji st. asp. Jacek Poleszczuk - jedna z osób została powalona na ziemie, skończyło się na otarciu naskórka. Nikt nie odniósł poważniejszych obrażeń. Na miejscu funkcjonariusze przeprowadzili czynności. Polowanie było legalne. - Rano aktywiści utrudniali rozpoczęcie polowania, dlatego prowadzący polowanie wezwał policję. Jedna z aktywistek wskazała, że myśliwi są pod wpływem alkoholu. Policja zbadała alkomatem i nie wskazała aby którykolwiek z myśliwych był pijany. Po tym jak policja odjechała, aktywiście chodzili na linii strzału, co zagraża bezpośrednio życiu i zdrowi ludzi. Funkcjonariusze ponownie zostali wezwani. Prowadzący polowanie twierdzi, że w żadnej z tych sytuacji nie doszło do pobicia ani bezpośredniego kontaktu z aktywistami - wyjaśniała w telewizji TVN24 Diana Piotrowska, rzecznik prasowy Polskiego Związku Łowieckiego. Miesiąc temu, również w tej samej okolicy, aktywiści z inicjatywy na rzecz zwierząt BASTA próbowali przeszkodzić w polowaniu. Dzik zaatakował myśliwego To nie jest udany weekend dla myśliwych. Jak podaje Radio Szczecin na innym polowaniu w okolicach miejscowości Dolice dzik zaatakował myśliwego. Mężczyzna z urazem kończyny dolnej i brzucha został śmigłowcem przetransportowany do szpitala w Zdunowie. fot./video: - profil BASTA
Trasę zaczęliśmy z Ustrzyk Górnych by zejść do miejscowości Wołosate. Na tej trasie ruch był większy niż na dwóch poprzednich. Syndrom dnia trzeciego dało się odczuć w nogach. Robiliśmy częstsze przystanki. Gdy wchodziliśmy na połoninę minęło nas dwóch starszych panów z plecakami. Widać, że góry to ich życie. - Zachowanie tego dzika było bardzo nietypowe. Te zwierzęta raczej uciekają przed ludźmi niż atakują - twierdzi weterynarz, który interweniował na ul. Strażackiej na osiedlu Drabinianka w Rzeszowie, gdzie doszło do ataku dzika na małego chłopca. Na rzeszowskie osiedle Drabinianka padł blady strach po tym, jak biegnący na oślep dzik omal nie staranował małego chłopca. Maluch jest cały i zdrowy, ale niepokój pozostał. Do groźnego incydentu doszło w piątkowe popołudnie. Opis ataku dzika dostaliśmy od jednego z internautów na naszego redakcyjnego e-maila. Miało do niego dojść na ul. Strażackiej w pobliżu bloku 52 C ok. godz. Jak donosi internauta, dzik przebiegł przez plac zabaw obok małej dziewczynki i podbiegł do klatki schodowej, do której wchodziła matka z dwójką dzieci. Starsze z dzieci uciekło po schodach do mieszkania, a w otwartych drzwiach dzik zaatakował 6-letniego chłopczyka. Matka nie zdołała zamknąć drzwi i zwierzę potargało spodnie chłopca. Krzykiem udało się odgonić dzika i wtedy kobieta zdołała zamknąć drzwi wejściowe - donosi szczęście chłopiec nie odniósł żadnych obrażeń, bo miał na sobie dwie pary spodni. Zwierzę potargało tylko jedną z dzika zgłoszony straży miejskiejSprawa ataku dzika została zgłoszona do rzeszowskiej straży miejskiej. Ta, jak usłyszeliśmy w niedzielę, nie interweniowała na miejscu, a powiadomiła jedynie lekarza weterynarii, współpracującego z wydziałem ochrony środowiska rzeszowskiego ratusza. Ten tłumaczy, że zachowanie zwierzęcia było bardzo Dziki są raczej płochliwe i bardziej prawdopodobne jest, że uciekną na widok człowieka niż go zaatakują - tłumaczy Robert Sączawa, weterynarz, który był w piątek na miejscu zdarzenia. - Coś musiało mu dokuczać: albo był głodny, bo kiedy spada śnieg lub jest mróz trudniej jest ryć w ziemi w poszukiwaniu pożywienia. Może coś go zdenerwowało a może potrącił go samochód? - zastanawia dodaje, że mało prawdopodobne, by dzik miał wściekliznę, bo wtedy jego zachowanie też byłoby Słaniałby się na nogach, byłby słaby, a z tego co opowiadała mi matka dzieci biegł na oślep przed siebie - opowiada Robert Sączawa. - Wścieklizny na tym terenie zresztą nie odnotowujemy, poza tym w tym przypadku nie doszło do przerwania ciągłości skóry. Przez sam kontakt z ubraniami nie można zarazić się wścieklizną - przypomina. Dzikie Bieszczady na wyciągnięcie ręki. Odwiedź Pawilon Wyst... Weterynarz: czasem dzikie zwierzę może pobłądzićI zaznacza, że ta część ul. Strażackiej w Rzeszowie znajduje się w bardzo bliskim sąsiedztwie nieużytków rolnych, łąk i zarośli, które są naturalnym miejscem bytowania nie tylko dzików, ale i saren oraz lisów. - Wiem, że mieszkańcy się obawiają, ale to człowiek wszedł „z blokami” w terytorium, które wcześniej zamieszkiwały zwierzęta, a nie na odwrót - przypomina. - Niestety jeżeli ktoś mieszka w takim miejscu, czyli z jednej strony korzysta z uroków miasta, a jednocześnie może się cieszyć ładnym widokiem i bliskością natury musi się liczyć z tym, że czasem dzikie zwierzę może pobłądzić, spłoszyć się i podejść bliżej człowieka. Należy zejść mu z drogi - zaznacza, że w tej sprawie w wydziale ochrony środowiska na pewno będą jeszcze narady, a teren będzie baczniej obserwowany przez służby. Niewykluczone są tzw. odstrzały selekcyjne dzików. ZOBACZ TEŻ: „Próbujemy jakoś zapobiec tej rzezi”. Drugi dzień polowań na dziki pod okiem aktywistówŹródło: TVN 24Polecane ofertyMateriały promocyjne partnera fnBh.
  • 65iikluiqs.pages.dev/19
  • 65iikluiqs.pages.dev/99
  • 65iikluiqs.pages.dev/23
  • 65iikluiqs.pages.dev/99
  • 65iikluiqs.pages.dev/72
  • 65iikluiqs.pages.dev/40
  • 65iikluiqs.pages.dev/2
  • 65iikluiqs.pages.dev/80
  • atak dzika na polowaniu